Rzeczpospolita

Manifest protobankowości  

 

rzeczpospolita.jpg

Uczciwe firmy pożyczkowe nie tworzą niby-banków. 
Działają na własne ryzyko, nie przyjmując depozytów 
i nie stosując skomplikowanej inżynierii finansowej 
– pisze prezes Związku Firm Pożyczkowych.

W pierwszych dwóch–trzech dekadach po drugiej wojnie światowej praca bankiera nie różniła się znacząco od pracy robotnika fabryki. Zaczynała się o 9.00, kończyła o 17.00. Polegała na przyjmowaniu depozytów na 3 proc. i udzielaniu kredytów na 6 proc. To wszystko. Bez zbędnych komplikacji, blisko rzeczywistych potrzeb konsumentów i firm.

Od lat 80. zaczął się proces stopniowej deregulacji systemu finansowego. Pojawiły się skomplikowane instrumenty zrozumiałe wyłącznie dla matematyków finansowych. Banki coraz częściej i chętniej angażowały się w interesy na arenie międzynarodowej. Od tego czasu przynajmniej raz na dekadę światową architekturą finansową wstrząsał poważny kryzys.

Ryzykowna polityka

Próby regulacji ze strony nadzorów finansowych banki skutecznie omijały, przenosząc swoją działalność do „liberalnych rajów" albo do „strefy cienia". Granice pomiędzy bankowością inwestycyjną a komercyjną coraz bardziej się zacierały. Niektóre instytucje osiągnęły takie rozmiary, że stały się zbyt wielkie, by upaść, co dodatkowo wzmacniało ich pozycję na rynku i zachęcało do bardziej ryzykownych inwestycji.

Banki zaczęły także odchodzić od finansowania zwykłego Kowalskiego i jego firmy, a coraz chętniej kredytowały dużych graczy lub angażowały się głównie w rożnego rodzaju spekulacje. Na nich można dużo szybciej i łatwiej zarobić. Szefowie dużych banków inwestycyjnych zaczęli tracić kontakt z rzeczywistością, twierdząc, że „wykonują pracę Boga".

Historia z kreacją pieniądza nie dotyczy tego sektora

Do takiej ewolucji sektora bankowego w znacznym stopniu przyczyniła się „monetarna otoczka". Banki mogą kreować pieniądz przede wszystkim dzięki tzw. transformacji zapadalności. Przyjmują depozyty „na krótko" i udzielają kredytów „na długo". Niby nie ma w tym nic złego, w sumie to jedno z podstawowych zadań sektora bankowego.

Z drugiej strony, jak pokazały doświadczenia ostatnich lat, bez odpowiedniego nadzoru, dla procesu kreacji pieniądza przez nowoczesne banki sky is the limit. A im więcej pieniądza na rynku, tym bardziej ryzykowna polityka kredytowa banków... a to już jest zaczyn pod kolejny kryzys finansowy.

Uzupełnienie oferty

Jak na tym tle prezentuje się działalność firm pożyczkowych? Zacznijmy od tego, że firmy pożyczkowe nie przyjmują depozytów. Cała historia z kreacją pieniądza, która wymykając się spod kontroli, może prowadzić do kryzysów na rynku finansowym, nie dotyczy tego sektora.

Odnośnie do roli pozabankowych pożyczkodawców w gospodarce warto oddać głos Komisji Nadzoru Finansowego. KNF w najnowszym raporcie spostrzega, że firmy pożyczkowe uzupełniają ofertę banków „(...) o pożyczki udzielane na niskie kwoty, krótkie okresy, przy maksymalnie uproszczonych procedurach, często udzielanych w mniejszych miejscowościach i na terenach wiejskich, które pozostają poza głównym obszarem aktywności banków".

W butach dawnych banków

Dlaczego banki nie są aktywne w tym segmencie rynku? Z jednej strony jest to wynik regulacji. Ale z drugiej, o czym pisał w swoim raporcie Deloitte, firmy pożyczkowe są dużo bardziej elastyczne, zarówno jeśli chodzi o podejście do klienta, jak i wprowadzanie nowinek technologicznych. Dzięki temu są w stanie obsługiwać tę część rynku, którą przestały interesować się banki. Można powiedzieć, że firmy pożyczkowe wchodzą w buty banków sprzed lat, stając się takimi „protobankami".

Nie „para", tylko właśnie „proto"! Przedrostek „para" pochodzi z języka greckiego. Oznacza: „obok", „niby". Uczciwe firmy pożyczkowe nie robią niby-banków. Działają na własne ryzyko, nie przyjmując depozytów i nie stosując skomplikowanej inżynierii finansowej. Będąc blisko ludzi i ich realnych potrzeb wypełniają lukę na rynku finansowym.

Jarosław Ryba, prezes Związku Firm Pożyczkowych